subscribe to fashion channel - http://bit.ly/1OdEd04THIERRY MUGLER Full Show Spring Summer 1997 Haute Couture Paris - Fashion ChannelThe best videos, the m
What an appealing departure for Thierry Mugler, featuring the identifiable base of A*Men plus a rich, but sweet, coffee note. I'm not a fan of gourmand scents, and found New Haarlem's vanilla base About reviewer ( 319 reviews )
TOKYO — French fashion designer Manfred Thierry Mugler, whose dramatic designs were worn by celebrities like Madonna, Lady Gaga and Cardi B, has died. He was 73. He died Sunday, his official
“The Mugler show at BONDS Disco 1980, was a major life-changer," said designer Marc Jacobs n Instagram. “Never had I seen or experienced anything like it. The glamour!
Guardian staff and Agence France-Presse. French designer Manfred Thierry Mugler, known for the powerful-shouldered, cinch-waisted silhouettes that reigned over fashion in the 1980s, died on Sunday
1982 - Thierry Mugler show Flower dress. Clasien Kindermans. Trendy Sneakers. Trendy Shoes. Ballet Shoes. Dance Shoes. Alt Makeup. Pretty Heels. Tank Top Outfits
. to prowadzona od dwóch pokoleń rodzinna firma z tradycjami kupieckimi, której filarem jest doświadczenie właścicieli oraz młody, profesjonalny zespół pracowników. Jesteśmy dumni, iż z biegiem lat nasza firma rozwija się dynamicznie na bardzo zmiennym rynku dóbr selektywnych. Lata nienagannej współpracy zaowocowały zaufaniem naszych zagranicznych kontrahentów, co potwierdza rzetelność naszego zespołu. Jest to dla nas powód do dumy. Cieszy nas również stale rosnące portfolio klientów hurtowych z Polski, jak i krajów UE i Rosji. Zobacz opinie o Nas
Marka: Thierry Mugler Kategoria: Perfumy damskie Premiera: 2013 Twórca zapachu: (nie zosta³ podany) Ilo¶æ opinii: 0 Nuty zapachowe Thierry Mugler Mugler Show: Nuty g³owy: bergamotka, Nuty serca: magnolia, Nuty bazy: bia³e pi¿mo, Polecasz perfumy? Na jak± porê roku najbardziej pasuj± perfumy: Na jak± porê dnia najbardziej pasuj± perfumy: Ogólna ocena Trwa³o¶æ zapachu (0) (0) + Dodaj opiniê Opinie / recenzje Thierry Mugler Mugler Show Do tego produktu nie ma jeszcze opinii. Strona na której aktualnie siê znajdujesz zawiera informacje o perfumach Thierry Mugler Mugler Show takie jak nuty zapachowe, data produkcji, twórca zapachu, zdjêcie flakonu czy opinie u¿ytkowników Mo¿e siê zdarzyæ, ¿e informacje podane powy¿ej dotycz±ce perfum Thierry Mugler Mugler Show nie s± do koñca prawid³owe, dlatego te¿ warto nadmieniæ o tym przy dodawaniu w³asnej recenzji lub skontaktowaæ siê z administratorem strony. Aby dodaæ opinie o Thierry Mugler Mugler Show nale¿y byæ zarejestrowanym u¿ytkownikiem strony o perfumach Po dodaniu w³asnej opinii istnieje mo¿liwo¶æ edytowania tekstu, który siê wcze¶niej doda³o, lecz nie ma ju¿ mo¿liwo¶ci edytowania ogólnej oceny, trwa³o¶ci i innych parametrów. W katalogu perfum z opiniami nie zadajemy pytañ odno¶nie opisywanych perfum Thierry Mugler Mugler Show - do tego s³u¿y Forum na stronie g³ównej! Administrator strony nie odpowiada za pogl±dy wyra¿ane w opiniach o Thierry Mugler Mugler Show przez u¿ytkowników portalu
Urocza czarownica w wersji Fat Killer Przyznaje się bez bicia- jestem Alienofilką do potęgi- to już chyba nawet jakieś zaburzenie psychiczne , bo gdybym miała kupić nowy flakon albo isć coś zjeść- to bym się napiła wody po prostu :D No ale każdy ma swoje jakieś tam odchyłki :D Ta edycja to jakaś kosmiczna czarownica , oczywiście jest zawiesta i ma ogromna siłę rażenia ale posiada w sobie również kilka dość delikatnych akordów. Świetne połączenie , aromaty grają więc nie męczą nosa ( mojego za innych nie ręczę :p) A jaki jest świat słoneczno różowej obcej ? Z pierwszym psikiem czuje na swojej skórze czysty tonik , mocno gazowany i lekko gorzki , za chwilę dochodzi świeże kiwi dając zapachu zwiewności co było dla mnie szokiem- no bo gdzie klasyczny Alien jest zwiewny ? A początek w tym flankierze jest bardzo wakacyjny :) Dalej czuje oczywiście jaśmin , ale nie jest to aż tak zawiesisty akord jak w klasyku- ten jest lekko ciężki , bardziej puchaty i grzeczniej układa sie na skórze. Do spółki z nim wkracza orchidea dość gęsta , momentami aż kręci od niej w nosie , jednak rękę na pulsie trzyma tutaj wanilia w wersji świeżej laski- jest słodko gorzka ale całkiem naturalnie nic nie jest sztucznie dosłodzone Baza jest bardzo ciepła i kremowa za sprawą gorącego bursztynu. Co najlepsze w tym bursztynie dalej czuje tonik który wybrzmiał w otwarciu jako pierwsza nuta Bardzo udana kompozycja- często używam jej w wakacje dlatego zawsze kojarzy mi się z gorącym piaskiem i chłodną bryzą Cudo, szkoda , że coraz ciężej dostępne Przejdź do recenzji
Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych przedstawicieli trójmiejskiego świata artystycznego. Przekraczający granice, często prowokujący, czasem szokujący, zawsze szukający nowych artystycznych wyzwań. Prywatnie jednak to niesamowicie ciepły, sympatyczny, otwarty i inteligentny człowiek, a rozmowa z nim jest czystą przyjemnością. Od wielu lat dzieli swoje życie między Sopotem i Berlinem. Jak sam mówi, jest teraz szczęśliwy. Zarówno jako artysta, ponieważ w końcu jest całkowicie niezależny, jak i w życiu, które prowadzi z partnerem, światowej sławy projektantem Manfredem Thierrym Muglerem. Od piątku, 8 października, w sopockich Dwóch Zmianach będzie można oglądać jego najnowszą repertuary teatrów do końca rokuKrzysztof Leon Dziemaszkiewicz - ur. 15 lipca 1963 roku w Lipianach - aktor, performer, choreograf. W latach 1987-1995 był tancerzem i asystentem choreografa w Teatrze Ekspresji w Sopocie. Brał udział we wszystkich realizacjach scenicznych i filmowych teatru. Od 1995 roku prowadzi własny teatr - Patrz Mi Na Usta; najpierw w Gdańsku, a od 1997 roku w Berlinie. Jako tancerz i choreograf współpracował z berlińskim teatrem Moving M3 i z Teatrem Babcia Zosia. Od 2005 roku współpracował z niemiecką performerką polskiego pochodzenia Mariolą Brillowską. Przez wiele lat związany był z sopockim Sfinksem, dla którego tworzył choreografie do pokazów mody, performance'ów i happeningów. Obecnie Dziemaszkiewicz skupia się na tworzeniu obrazów przy pomocy taśm klejących - sam nazwał tę technikę Gochniewski: Szperając w twoim życiorysie, natknąłem się na ciekawą rzecz. Widnieje w nim Wydział Ekonomiki Produkcji. Kto by pomyślał, że jesteś ekonomistą z wykształcenia. Wprawdzie bez dyplomu, ale Leon Dziemaszkiewicz: Zrobiłem z wielkim trudem trzy semestry. To było w 1982 roku, były tam wrześniowe nabory. A żeby nie pójść do wojska, trzeba było pójść na studia. Więc tak z marszu, po nieudanych egzaminach na studia aktorskie, postanowiłem pójść na studia ekonomiczne. Akurat to był wydział na Uniwersytecie Gdańskim, na którym jeszcze we wrześniu były wolne miejsca. Przyjechałem tutaj z Zachodniego Pomorza, zdałem egzamin i tak zostałem w Trójmieście. Ekonomiki nie skończyłem, mimo że przeciągałem te studia, ile mogłem, bo studiowałem aż pięć lat, a zaliczyłem tylko trzy semestry (śmiech). Przed wojskiem udało się uciec?Tak, ale co się nakombinowałem, to moje. Słyszałem, że miesiąc spędziłeś w gdańskim szpitalu się. To był rok 1987. Gdy już było wiadomo, że więcej nie mogę się bujać na studiach, bo wyczerpałem wszystkie możliwości przedłużenia nauki, to nie pozostało nic innego, jak udawać wariata. Byłem wtedy członkiem grupy teatralnej przy Ośrodku Zdrowia Psychicznego w Gdyni prowadzonej przez doktor Magdalenę Tyszkiewicz. Pani doktor mocno wspierała i pomagała młodym artystom, szczególnie tym potłuczonym przez życie. Gdy pewnego dnia wracałem z wakacji, na dworcu w Szczecinie Dąbiu zobaczyłem obwieszczenie, żeby urodzeni w danym czasie zgłosili się do komisji poborowej (śmiech). Wtedy wiedziałem, że muszę pójść do lekarza i coś przyświrować. I na początku to faktycznie było świrowanie, ale potem uczciwa rozmowa. Wisiało nade mną piętno osoby wrażliwej, ukrytego homoseksualisty. Pójście do wojska z taką łatką w tamtych czasach to było coś nie do wyobrażenia. Moja wrażliwa dusza pragnęła realizacji na scenie, a nie na poligonie. Agata Grenda: W Gdańskim Teatrze Szekspirowskim będzie trochę zmianKiedy nastąpił moment, w którym poczułeś, że sztuka jest tym, co chcesz robić w życiu?Zawsze chciałem być wyjątkowy, wyróżniać się i szansy na to upatrywałem w aktorstwie. Jeszcze w międzyczasie dwa razy próbowałem się dostać na ASP do Gdańska, ale się nie udało. O performansie, choreografii wtedy nawet nie myślałem. Na studiach zostałem członkiem Teatru Warunkowego. Był to teatr studencki, który prowadził Marek Gałązka. Zacząłem też robić jakieś pierwsze indywidualne akcje. To był początek drogi. Mój charakter, światopogląd, świadomość zaczęły się kształtować chyba w czasach Teatru Ekspresji i wtedy zacząłem na poważnie myśleć o tym, żeby być artystą. Po drodze były różne happeningi, był Totart, wyjazdy na zagraniczne festiwale, później emigracja do Berlina... tak to się wszystko działo samoistnie. Twoja kariera nabrała tempa po zmianie ustroju. Byłeś związany z wieloma przedsięwzięciami teatralnymi, robiłeś choreografię, kostiumy, w końcu założyłeś własny Teatr Patrz Mi Na to wiąże się z odejściem z Teatru Ekspresji. Byłem tam na etacie. Tam zacząłem robić to, co lubię, kocham - występować i współtworzyć. Po rozstaniu z Wojtkiem Misiuro zostałem z niczym. To było dla mnie motywujące do wzmożonej aktywności. Niedługo później wyjechałem do Berlina. I tam wygrałem casting do spektaklu w offowym teatrze. Ta przygoda skończyła się po trzech miesiącach i wtedy też postanowiłem zostać w Niemczech. Mieszkałem tam, ale pracowałem w Polsce. Dużo robiłem, ale moje życie było ciężkie w tamtym momencie. Walka o także: Maciej Nowak: o wege, równości przy stole i tęsknocie za ziemniakiemZastanawiałem się właśnie, czy wyjechałeś, bo Sopot był już dla ciebie za ciasny i szukałeś nowych wyzwań i dróg ekspresji, czy też chodziło o konieczność podtrzymania ta druga opcja. Po wielu latach w Berlinie, w 2004 roku, wróciłem do Polski - i to był powrót właśnie w poszukiwaniu nowych dróg artystycznych. W Berlinie robiłem jedynie jakieś sporadyczne rzeczy. W Polsce było łatwiej po powrocie. Od razu zrobiłem spektakl Teatru Patrz Mi Na Usta - "Cafe Domino Zaprasza". Zaprosiłem do współpracy siedmiu tancerzy, pięć modelek... To było wtedy duże przedsięwzięcie. Z dużym sentymentem i radością to wspominam. I po tym zostałem w kraju na dziesięć lat. To był ten moment, w którym ukształtował się w pełni świadomy Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz. Łącznie z dodaniem mojego pseudonimu artystycznego - Leon - do nazwiska, już oficjalnie. Właśnie tutaj zacząłem robić wiele rzeczy, głównie związane z performensem. Dzięki Ali Grucy i Robertowi Florczakowi miałem otwartą scenę w Sfinksie. Działałem ze swoim teatrem, ale z czasem właśnie, po tych 10 latach, zrobiło się za ciasno. Potrzebowałem więcej bodźców. No, ale nie da się ukryć, że przeszło 25 lat żyjesz w dwóch dalekich od siebie miejscach. To chyba też nie jest tryb życia, o którym się nie jest dobry tryb życia, to fakt. Ale ja też specjalnie go nie wybierałem. Sytuacja mnie do tego zmusiła. Z jednej strony chęć funkcjonowania w normalnym - dla mnie, jako geja - środowisku, czyli w Berlinie, ale też moje przywiązanie - z racji narodowości - do Polski, powodowały, że odbywała się ta ciągła podróż. W końcu jednak, siedem lat temu, zdecydowałem się na to, żeby osiąść w Berlinie. Zostałem członkiem spółdzielni artystów, w której mam ubezpieczenie, numer podatkowy i wszystko odbywa się legalnie. Bo wcześniej to było na dziko. Jednak życie powodowało, że musiałem iść tą kiedyś o tym, co byś stracił albo czego byś nie osiągnął, gdybyś nie pojechał do Berlina?Myślę, że bym został alkoholikiem (śmiech). Mógłbym popaść w jakiś rodzaj depresji, ale równie dobrze mogłoby się stać odwrotnie. Ale śmieję się, że mam w nadmiarze jakiś chromosom, który odpowiada za zbytnie puszczanie hamulców w sytuacjach towarzyskich. I pewnie bym wtedy też na zdrowiu podupadł. Jedyne, co by mogło zmienić moją drogę - patrząc z perspektywy czasu - to dostanie się za młodu na ASP. Wtedy to by się inaczej potoczyło. Tak mi się wydaje, że ta droga nie byłaby taka wyboista. Rozmawiamy już chwilę i każdy, kto by się nam przysłuchiwał, stwierdziłby, że twoje życie jest gotowym scenariuszem na film. Film, który powstał dzięki Studiu Metrage, ale się jeszcze nie się nie ukazał, musimy dokręcić dwie sceny. Teraz, po moim wernisażu w Dwóch Zmianach, jadę do Krakowa, a potem będą dokrętki z moim synem Konstantym Spiralskim. Film reżyseruje Wojtek Gostomczyk, który jest też producentem "Wesela" Smarzowskiego. I stąd też opóźnienia - najpierw lockdown, a później praca nad "Weselem", a na koniec jeszcze musieliśmy nakręcić sceny z moim partnerem życiowym w Berlinie. Trudno mi powiedzieć, kiedy w końcu dokument ujrzy światło w trójmiejskich teatrach. Plany repertuarowe scen w Trójmieście Rozmawiamy w Dwóch Zmianach, gdzie można oglądać wystawę twoich obrazów. Tym razem motywem przewodnim jest taśma klejąca. Ty chyba nie lubisz wyrzucać żadnych materiałów - każdy wykorzystasz w pracach. Nic nie jest dokładnie. Robiłem różne prace z wielu rzeczy recyklingowych, z butelek, materacy itd. Taśma w ogóle wzięła się stąd, że korzystałem z niej podczas performensów, oklejając swoje ciało. Ta technika tapingu - którą dumnie tak nazwałem - ewoluowała z ciała na obiekty. A teraz, jako efekt ewolucji, tworzę taśmą obrazy. Różnorodność taśmy klejącej jest ogromna - mam taśmy z Florydy, z Japonii, ale i u nas są specyficzne taśmy. Zaczynałem od zwykłych taśm izolacyjnych - srebrnych i czarnych. Z czasem jednak okazało się, że spektrum taśm jest ogromne. Można je potraktować jako paletę się spełnionym artystą?Tak, czuję się w pełni spełniony jako artysta. Czuję się bardzo szczęśliwy i z czasem ten proces twórczy jest takim spokojnym, rytualnym, harmonijnym. Moment tworzenia jest związany z życiem - to współgrająca ze sobą materia. Robię rzeczy bez określonego jesteś teraz na etapie życia, w którym tworzysz, bo możesz i chcesz, a nie bo Moja sytuacja życiowa sprawia, że nie jestem zmuszony, by walczyć o byt. Jak powiedziałeś - tworzę, bo mam potrzebę i chęć, a nie przymus ekonomiczny. W trakcie pierwszych lat w Berlinie pracowałem w różnych miejscach - na budowie, jako model do aktów, w klubach sprzątałem potłuczone czujesz się spełniony jako artysta, to czy czujesz się spełniony jako człowiek?Tak. Ponieważ te dwie sprawy są dla mnie równorzędne. Artysta i człowiek - te dwie materie w pewnym momencie się ze sobą połączyły. Poza tym jestem w szczęśliwym związku od siedmiu lat. Wiesz, ten związek ewoluuje, nastąpił rodzaj partnerstwa. Dotychczas, przez moje pięćdziesięcioletnie życie, zanim nie poznałem Manfreda, nie rozumiałem w ogóle, że można być w związku partnerskim. Miałem taką bardziej seksualną sferę w podejściu do związków - tak to jakoś miałem w bani zakodowane. No właśnie. Te dwa pytania o spełnienie pojawiły się również w odniesieniu do twojego życia prywatnego. W żadnym przypadku nie chcę być wścibski, ale dzielisz życie z ikoną - Thierry Mugler to człowiek instytucja, światowej sławy projektant mody, fotograf, pisarz. Jak wy się w ogóle poznaliście?Ja w ogóle na początku, jak się poznaliśmy, nie wiedziałem, że to Thierry Mugler. To było dla mnie zaskoczenie, bo zawsze byłem fanem jego fotografii, mody, kolekcji, które często oglądałem w internecie po powrocie z imprez. Oczywiście, ja sobie zdaję sprawę, że ten związek mocno nakręcił zainteresowanie moją osobą. Wcześniej jakoś to szło, a od czasu, kiedy jesteśmy ze sobą, to lawinowo dostaję propozycje. Spotykasz się z zawiścią i hejtem? Nie słyszysz głosów, że jesteś z Muglerem, aby zagwarantować sobie artystyczne jestestwo?Ależ oczywiście! Bardzo często. Do tego głosy umniejszające mnie, wartość mojej sztuki. Słyszę głosy, że korzystam z postaci Muglera, aby się wypromować. Wiesz, jak mi pomógł? Dwa razy mogłem otworzyć jego wystawę swoim performensem. W Montrealu i Rotterdamie. I to tyle. Nie mieliśmy żadnych wspólnych projektów. On nie toruje mi drogi. Nie ma takiej konieczności ani takiej możliwości. Dobra, na początku myślałem, że może będę mógł zrobić choreografię do jego pokazów, ale okazało się, że od dawna już nie zajmuje się modą. My wspieramy się wzajemnie, włącznie z konstruktywną krytyką. A to, co robię, co widać, to jest wyłącznie efekt drogi, którą jesteście artystami interdyscyplinarnymi. Czy to zamiłowanie do szeroko pojętej sztuki było jakimś łącznikiem, magnesem, który was zbliżył?Nie. Magnesem była fizyczność i seksualność. Od samego początku. To był powód, dla którego się spotkaliśmy i dlaczego kontynuowaliśmy naszą przygodę. Potem zaczęły wychodzić różnego rodzaju podobieństwa w naszej naturze. Okazało się, że jest ktoś, z kim możesz być, możesz przy tym być sobą i nikt ci nie mówi, że masz się zmienić albo robić coś także: 5 miejsc w Trójmieście przyjaznych miłośnikom literatury Ostatnio jest moda na tworzenie biografii o ikonach mody. I są one często pokazywane jako apodyktyczne, nierzadko zamordystyczne postaci. Jak to wygląda u was? Dzień z życia Dziemaszkiewicza i pewnym sensie można powiedzieć, że to jest nuda i sztampa. Zwłaszcza dla kogoś z zewnątrz. Nie funkcjonujemy, wisząc na sobie nieustannie. Jesteśmy w tym samym miejscu, ale dajemy sobie przestrzeń. Wyobrażam sobie, że artyści, osoby publiczne, które osiągnęły sukces, że one chcą mieć spokój. Ludzie tego nie rozumieją i mają poczucie, że mogą zawracać głowę w każdej chwili. A każde takie zachowanie jest jak wbity w ciebie gwóźdź. Wiesz, jacyś tam ludzie, których kiedyś w przelocie spotkałeś, ledwo znasz, a chcą się z tobą przyjaźnić. To jest trudne zwłaszcza dla kogoś, kto ma dużą empatię. Trudno wtedy jest to uciąć, trudno jest nie rozmawiać. Chociaż akurat ja w ostatnim czasie nauczyłem się zachowywać... nie to, że nieelegancko...Stałeś się po prostu tak, właśnie. Świetne słowo. Ale tak, tego brakowało mi przez całe wróćmy jednak do sztuki. Ciągle zaskakujesz różnymi formami ekspresji. Od lat. Jak udaje ci się pozostać w twórczym ciągu?Przez długi czas faktycznie chciałem zaskakiwać. To było dla mnie priorytetem w działaniu. Jednak po pewnym czasie wykształcił się we mnie taki język wypowiedzi, że jestem uczciwy wobec siebie - w życiu i w tym, co robię. Nie staram się za wszelką cenę czegoś zrobić, tylko - tak, jak rozmawialiśmy - mam komfort. A to, że ciągle pojawia się nowe medium czy środki wyrazu, to wynika z tego, że mam otwarty umysł. Więcej widzę, zauważam. Świadomie się rozwijam duchowo, a co za tym idzie, rozwijam się jako artysta. W życiu każdego człowieka pojawiają się nowe rzeczy, ale nie każdy chce je zauważać i pójść w coś kiedyś wrócisz na stałe do Sopotu? Chcesz, myślisz o tym?Nie wiem. To jest otwarte pytanie. Nie zarzekam się, że nigdy nie wrócę. Sopot jest fajny, ale... Naprawdę nie wiem. Będzie, co ma być. Ale czy do Sopotu? Może nie. Wszystko się może zdarzyć, jak to śpiewała Anita Lipnicka (śmiech).
Pokaż na stronie:Sortuj po:PopularnośćNazwy A-ZNazwy Z-ACeny rosnącoCeny malejącoOcena rosnącoOcena malejącoFrancuska marka Thierry Mugler powstała w 1978 roku w Paryżu i rozpoczęła swoją działalność od projektowania kolekcji o nowoczesnym stylu dla kobiet i mężczyzn. Do asortymentu wkrótce dołączyły fantazyjne i kunsztowne perfumy. Luksusowe zapachy kuszą swoją niezwykłością, innowacją, emocjami i paradoksem. Ich atrakcyjna magia i aura mistycznego seksapilu uwodzi zmysły i sprawia wrażenie wyjątkowości i zmysłowości.
thierry mugler show opinie